IV Pochodzenie Tantry Matki
Redakcja: Piotr Wasyl
Opowiem wam historię o źródłach Madziu, czyli tantry matki która, jak już mówiłem wcześniej, pochodzi od pierwotnego Buddy Kuntuzangpo, który objawił tę tantrę w wymiarze Akaniszta, co oznacza "nic powyżej". Bogini, która się nazywa Zangdza Ringzun mieszkała w przepięknym miejscu, gdzie rosły niebiańskie, wiecznie zielone drzewa, które miały kolor turkusu. Zangdza Ringzun była matką mądrości, ponieważ była bezpośrednią emanacją pierwotnej mądrości - Dziammy. W tym miejscu urodziła syna. Mówi się, że ze stanu pustki, w którym wiedza (mądrość) i przestrzeń są nierozdzielne, rozwinęły się nauki dzogczen. Pojawiły się one w umyśle jej syna, który miał na imię Czime Cukpu. Tenpa Szenrab chciał objawić te nauki dzogczen i tantry matki. Z wyższego poziomu egzystencji spojrzał w dół i zastanawiał się, komu by je przekazać. Oczywiście swojej własnej reinkarnacji. Aby to zrealizować, potrzebował matki - nie możesz otrzymać ciała, jeżeli nie masz matki. Wybrał więc boginię Zangdza Ringzun, mieszkającą w tym przepięknym lesie, o którym mówiłem wcześniej. Było tam też dziewięć jezior, a na środku najważniejszego jeziora znajdowała się wyspa z kryształową jaskinią. Przy tej jaskini była stupa. Bogini właśnie udała się tam na odosobnienie, ponieważ była także joginią. Siedziała w tej jaskini, starała się medytować i zajmowała się ogólnie sobą, kiedy Tenpa Szenrab przybrał formę niebieskiej kukułki. Na Zachodzie kukułka jest uważana raczej za zabawnego, głupiego ptaszka. Jest to ptak, którego Austriacy wkładają do zegarów. Ale Tybecie kukułka zajmuje bardzo wysoką pozycję. Po pierwsze, ma piękny niebieski kolor, tak jak niebo. Po drugie, jest ptakiem ogłaszającym nadejście wiosny. W Tybecie, kiedy słyszysz głos kukułki, wiesz, że nadchodzi wiosna. Dlatego kukułka stała się świętym ptakiem w tradycji bon. W tamtym świecie kukułka nie jest głupawa i nikt się z kukułki nie śmieje. Podczas gdy jogini medytowała, ta turkusowa kukułka pojawiła się z niebios i przysiadła na jej prawym ramieniu. Z ptaka zaczęło emanować światło i bogini poczuła ciepło. Następnie kukułka zniknęła w niebie. Wkrótce bogini odkryła, że jest w ciąży. Ponieważ nie miała ani chłopaka ani męża, czuła się tym nieco zakłopotana. No bo jak można wytłumaczyć przyjaciołom i sąsiadom, że zaszło się w ciążę przez kukułkę. Niemniej jednak, dziewięć miesięcy później urodziła syna. Myślała o tym tajemniczym wydarzeniu, mówiąc sobie, że syn, który jej się urodził, nie ma ojca i czuła się z tym bardzo źle, była zawstydzona. Zrobiła więc pudełko z kawałków kamienia i wymościła je miękkim, białym jedwabiem. Zdjęła z siebie swój strój, też z białego jedwabiu, i owinęła nim dziecko, aby miało ciepło. W tej kamiennej kołysce zostawiła go w kryształowej jaskini. Powróciła do praktyk medytacji, ponieważ była bardzo zdyscyplinowaną joginią. Po dziewięciu dniach wróciła do syna, ale wtedy siedział on już w niebiosach, miał przejrzystą postać i emanowało z niego światło. Wokół niego siedziała cała grupa dakiń słuchająca jego nauk. Zrozumiała wtedy, że jej dziecko nie jest zwykłym dzieckiem i że jest to nirmanakaja. Dziecko wyglądało trochę dziwnie, ponieważ było koloru turkusowego, a na jego głowie znajdowała się dziwna kępka włosów, która wyglądała jak kryształ. Nie umarł, kiedy matka praktykowała medytację przez dziewięć dni. W związku z tym uznała, że jest on nie tylko nirmanakają, ale jest też nieśmiertelny. Ponieważ nie umarł, nazwała go czime, co oznacza "bez śmierci". I ponieważ miał ten kawałek kryształu na głowie, nazwała go Cukpu. Niektórzy ludzie mają na czubku głowy zawiązany węzeł z włosów. Na ogół na Zachodzie to kobiety noszą kok, ale po tybetańsku to się nazywa cukpu.
Syn Czime Cukpu otrzymał przekaz dzogczen z umysłu do umysłu. Od Czime Cukpu został on przekazany dalej innemu mędrcowi Sangła Djupa, który przybył z Centralnej Azji. Urodził się w krainie Tazig i jest to dzisiejszy Uzbekistan, albo Tadżykistan. Jako dziecko był on bardzo mądry i uczony. Mimo, że był na ogół spokojny i pełen szczęśliwości to jednak emanował wiele groźnych form, ponieważ w owych czasach w Centralnej Azji wiele było kłopotów z demonami i złymi duchami. Było to jeszcze przed czasami komunistycznymi. W sercu miał ukryte znaczenia Dziewięciu Ścieżek Bon. Oczywiście, znał całkowicie spontanicznie wszystkie sekretne mantry. Dlatego dostał imię Sangła Djupa, czyli ten, który skrywa w sobie tajemnice. Sangła Djupa zapragnął nauczyć się wyższych nauk. W formie garudy poleciał do nieba, tam, gdzie mieszkał Czime Cukpu. To było jeszcze, zanim Aeroflot latał w tamtych okolicach. Kiedy znalazł się w obecności Czime Cukpu poprosił go o nauki dzogczen i tantry. Kiedy powrócił na Ziemię przekazał te nauki jednemu dewie, jednemu nagowi i jednej istocie ludzkiej. Dewa są to bogowie, istoty żyjące w niebie, nagi są duchami wody, które żyją pod ziemią. Czasami wyglądają jak węże, ale to tylko po to, żeby zmylić was z tropu. Nagi potrafią zmieniać kształty i są też magami. Żeńskie naginie są bardzo piękne. Czasem pokazują się z ogonem węża lub ryby. W dawnych czasach w Europie mieszkały na ogół w rzekach i jeziorach. Bardzo chętnie podrywały słynnych bohaterów i wojowników, którzy potem dokonywali czynów heroicznych, jak na przykład założenie miasta Warszawy. Kiedyś napisałem książkę o historii nagów w Europie i pozbierałem różne takie historie. Mamy wiec dewów, którzy mieszkają w niebie, nagów, którzy mieszkają w wodzie lub pod ziemią oraz ludzi, którzy mieszkają na powierzchni ziemi. Mamy więc przekaz nauk dzogczen dla dewów, nagów i ludzi.
Nieco później pojawił się kolejny mędrzec, który przyszedł po nauki. Był to mądry człowiek, nazywał się Milu Samleg. W językach irańskich to imię brzmi, Wohu Mana, co oznacza “dobry umysł.”
Czime Cukpu, o którym właśnie mówiłem, jest uważany za najwyższą inkarnację Buddy Tenpy Szenraba. Mieszkał on w niebiańskim świecie, który my nazywamy Tuszita1. Dla nas jest to coś w rodzaju innej planety. Po czym reinkarnował się tu na Ziemi jako Tenpa Szenrab. Miejsce, w którym on się urodził, jest znane jako Szambala albo Olmolungring. Jest to ukryta ziemia albo ukryty wymiar istnienia. Być może słyszeliście o czystych krainach Dełaczien, które istnieją na poziomie sambogakai i jest to gdzieś na zachodzie, dużo dalej niż Ameryka, więc American Airlines tam was nie zawiezie. Mamy też czyste krainy na poziomie nirmanakai. Jedną z nich jest Szambala. Istnieje ona w wyższym wymiarze, na poziomie wyższych wibracji, więc nie możecie jej zobaczyć waszymi normalnymi oczami. Nawet, jeżeli przelecicie się Aeroflotem do Taszkientu, nie zobaczycie Szambali. Rosjanie też nie mogą zrobić Szambali żadnych zdjęć ze sputnika. Musisz więc być bardzo wysoko zrealizowanym lamą lub sidhą, żeby znaleźć drogę do Szambali. W każdym razie, Tenpa Szenrab urodził się tam osiemnaście tysięcy lat temu. Niektórzy ludzie dziwią się tej cyfrze, ponieważ dużo czytali zachodnich książek na temat historii. A w dodatku też Tenpa Szenrab historycznie jest umieszczony w miejscu, które geologicznie było zlodowacone, kiedy Ural i większość północnej Europy byya pokryte lodem. Nie było to jednak problemem dla Tenpy Szenraba, ponieważ Szambala posiadała swój mikroklimat. W Szambali było zawsze słonecznie i ciepło, rosły palmy itd. W dodatku otoczone to wszystko było wysokimi górami, które nie dopuszczały lodowca do Szambali. Ludzie mówią, że w tamtych czasach nie istniała jeszcze żadna cywilizacja, ale nasze spojrzenie na historię jest bardzo konwencjonalne i rekonstruowane. Kiedy na przykład rządy znajdą jakieś szczątki UFO i rozmaite inne pojazdy kosmiczne, to nie powiedzą nam o tym. Jest więc bardzo wiele rzeczy na tym świecie, o których rządy i uniwersytety nam nie powiedzą. Możecie również uznać, że te osiemnaście tysięcy lat to liczba symboliczna. Wiemy, że cywilizacja w Centralnej Azji jest bardzo stara, więc po prostu kiedyś żył tam i mieszkał Tenpa Szenrab.
Imię ucznia, o którym mówiłem, Sangła Djupa, w sanskrycie brzmi Guhjasamadża, co jest bardzo interesujące, ponieważ podstawowa tantra ojca buddystów nazywa się dokładnie tak samo. O tym, jak nauczał Budda, jest pewna historia. W miejscu nazywającym się Udijana, które znajduje się we wschodnim Afganistanie, żył król, który się nazywał Indrabhuti. Któregoś dnia spojrzał z okna swojego pałacu i zobaczył żółte ptaszki lecące na północ. Zebrały się one nad wielkim jeziorem u stóp góry Kajlaś. Oczywiście góra ta znajdowała się w centrum starego królestwa Siang Siung. Góra Kajlaś jest świętą górą hinduistów i buddystów, ale również i bon. Wieczorem król zobaczył te same żółte ptaki lecące z powrotem do Indii. Było ich około pięćset. Zawołał swojego pierwszego ministra i zapytał o ptaki. Minister odpowiedział, że to nie są ptaki, ale arhatowie, czyli uczniowie Buddy. Każdego ranka wylatują z północnych Indii i przylatują do stóp góry Kajlaś, aby tam praktykować medytację, a wieczorem wracają. Król Indrabhuti był tym bardzo zaskoczony i głęboko uwierzył w Buddę. Chciał poprosić Buddę, aby przybył do jego królestwa i wygłaszał nauki. Przygotował więc dużą pudżę i odprawił wiele modłów zapraszających. W owych czasach, wielcy mistrzowie nie potrzebowali samolotów, aby przemieszczać się z miejsca na miejsce. My tego teraz nie potrafimy, więc musieliśmy stwarzać technologię i samoloty odrzutowe. W każdym razie Budda i jego pięciuset arhatów zjawiło się w stolicy Udijany. Król pięknie ich przywitał, złożył ofiary i poprosił o nauki. Co się dzisiaj dzieje, kiedy idziecie do lamy i prosicie o nauczanie? Natychmiast lama zaczyna was uczyć nyndro. Wtenczas Budda też zaczął nauczać nyndro. Powiedział, że najlepszą rzeczą jaką można zrobić, to porzucić światowe życie i zostać mnichem. Nie wiem, czy wszyscy ludzie w tym pokoju chcieliby zostać mnichami, czy mniszkami. W każdym razie król i jego żona zaprotestowali. Król powiedział, że to wszystko jest pięknie, ale to nie jest styl życia dla niego. Po pierwsze moja przepiękna królowa nie pozwoli żebym został mnichem, a poza tym mam dużą rodzinę z wieloma dziećmi i muszę je utrzymywać. Dodatkowo mam cały dwór i rząd, który mnie otacza i który muszę nadzorować. Całe królestwo Udijana jest ode mnie zależne, więc jeżeli zostałbym mnichem, całe królestwo by się rozpadło. Bardzo proszę, czy nie ma innego sposobu na praktykowanie dharmy i wyzwolenie się z samsary, jak pozostanie mnichem? A Budda powiedział: O! Bardzo się cieszę, że zadałeś to pytanie. Ponieważ w Indiach na ogół nie zadają takich pytań. Więc ja ich nauczam nyndro, hinajany i jak zostać mnichem. Ty jesteś inteligentnym studentem, więc nauczę cię też wadżrajany. Natychmiast Budda przeistoczył się w Guhjasamadżę- bóstwo medytacyjne. Nauczał ścieżki transformacji energii, którą my nazywamy buddyzmem tantrycznym lub wadżrajaną. Wszyscy arhaci, którzy tego słuchali byli mnichami. Kiedy Budda dotarł do momentu wyjaśniania tsalungu - pranajany, czyli nauki o pranie i jak się wykonuje tantrę, czyli ruchy jogi, jak robić tummo, czy praktykę kundalini, mnisi zaczęli czuć się raczej nieprzyjemnie. Kiedy Budda bardzo dokładnie, precyzyjnie wyjaśniał praktyki tajemne, to znaczy praktyki jogiczne z partnerką lub partnerem seksualnym, wszyscy mnisi doznali takiego szoku, że osunęli się na podłogę. W sumie dosyć zabawny incydent. Budda musiał ich wszystkich cucić. Kiedy już się pozbierali, byli w stanie powrócić do Indii razem z Buddą. Zapomnieli całkowicie o wszystkim, czego nauczał. Ale Indrabhuti bardzo szczegółowo spisał te wszystkie nauki i zbudował ogromną mandalę w swoim pałacu, gdzie ludzie mogli praktykować. Przy jeziorze zbudował ładną stupę, a w tej stupie ukrył tekst tantry Guhjasamdża. On i jego królowa usiedli w środku mandali i zaczęli praktykować. Również wszyscy ważni ludzie z tego królestwa przybyli do niego, do tego królestwa mandali i mówi się, że po jakimś czasie wszyscy ci ludzie zdobyli oświecenie. Wszyscy osiągnęli tęczowe ciało i zniknęli w niebie. Cała ta część Afganistanu w związku z tym opustoszała. Kiedy muzułmanie zjawili się w tej części Afganistanu nie znaleźli żadnych ludzi tylko ruiny. Troszkę później pojawił się tam mistrz tantryczny, który się nazywał Nagardżuna. Przybył do tego jeziora, zobaczył tę wielką stupę. Nagle z jeziora powstała grupa królów nagów. Krzyknęli do Nagardżuny: Hej! Mamy tu coś dla ciebie. Otworzyli stupę i wyjęli pudełko wysadzane klejnotami i on otworzył to pudełko, a wewnątrz był tekst Samadziutantry. Następnie zabrał on tę tantrę ze sobą do Indii. Miał tam ucznia, który się nazywał Saraha2. Był to bramin z Bengalu, któremu zdarzyło się spotkać piękną, szesnastoletnią dziewczynę, która na targu robiła strzały. Kiedy tak patrzył na nią zrozumiał, że jest to dakini. Został jej uczniem, a ona nauczyła go mahamudry, której ludzie w dzisiejszych czasach uczą się w tradycji kagjupa. Wyprowadzili się do lasów i gór, i on mieszkał z dakinią w jaskini. Później spotkał Nagardżunę, który objaśnił mu tantrę Guhjasamadża. Została ona później przywieziona do Tybetu i jest wciąż bardzo ważną tantrą w tradycji buddyjskiej. Guhjasamadża w sanskrycie oznacza tajemne zebranie. To było wtedy, kiedy Budda nauczał seksualnych praktyk jogi, które były zabronione dla mnichów. Guhjasamadża w tłumaczeniu na tybetański, brzmi Sangła Djupa. Według tradycji bonpo jedną z poprzednich inkarnacji Buddy Siakjamuniego, był właśnie Sangła Djupa. W związku z tym jest to wszystko jedna wielka rodzina.
W dawnych czasach w Centralnej Azji był kraj o nazwie Tazig. Przez niego przechodził później szlak jedwabny z Chin na Zachód. Tazig był częścią wielkiego kontynentu, który my nazywamy Eurazją. W tym czasie rządził nim wielki i potężny król, który był też królem religijnym Dalmaradzia. Był on praktykującym oraz patronem Jungdrung Bon. Miał na imię Tatzen Hipankia. Pod jego władzą znalazła się większość przylegających królestw. W końcu zestarzał się, ale nadal nie miał syna, następcy, kogoś, kto mógłby władać królestwem. Poza granicami Tazig znajdowało się dwanaście mniejszych królestw. Władcy tych państw uknuli spisek, który miał na celu podbicie przez te dwanaście armii stolicy i ograbienie jej z wszelkiego bogactwa. Król i jego ministrowie bardzo byli zaniepokojeni tą sytuacją. Poprosili więc kapłana bon, żeby zorganizował wielką pudżę ofiarną i zanieśli modlitwy do bogów. Kiedy to zrobili, na niebie pojawiła się jadąca na koniu Sipa Dzialmo, która wypowiedziała proroctwo: dzięki dobrej karmie tego króla, za rok pojawi się syn, który urodzi się królowej. Ten syn rozpropaguje nauki Jungdrung Bon po całej Azji Centralnej. Wkrótce brzuch królowej stawał się coraz większy, co znaczyło, że jest w ciąży. Po dziewięciu miesiącach urodziło się dziecko i przy porodzie asystowało dziewięć położnych. Dziecko miało wszystkie znaki i cechy charakterystyczne dla wielkiej osoby, czyli mahaparudży, kogoś, kto stanie się wielkim królem albo oświeconym Buddą. Dziecko wcześnie rozwinęło umiejętność przenoszenia się z miejsca na miejsce dzięki siłom psychicznym. Potrafiło podróżować do krain niebieskich daków3 i do krain podziemnych nagów. W kraju daków słuchał nauk boga Jangdzin Dakpa. Wśród ludzi słuchał nauk Sangła Djupa i Takla Mebar. W kraju nagów słuchał nauczania Jesze Ningpo, który jest podobno poprzednią inkarnacją Nagardżuny. Studiował również filozofię u mędrca, który się nazywał Dzialła i pięć nauk z Malo. Mówi się, że ten książę stał się kimś takim,jak drugi Budda, a jego imię było Milu Samleg. Pomiędzy tymi wszystkimi naukami, które studiował, bardzo się również zainteresował tantrą matki. Studiował zewnętrzną tantrę matki z Panga Namszen i wewnętrzny cykl tantry matki z Sengedro. W końcu w krainie dewów otrzymał sekretny cykl tantry matki od Jangdzin Dakpa. Po dodatkowe wyjaśnienia udał się jeszcze raz do Sangły Djupy i Jesze Ningpo. Któregoś dnia siedział w pałacu kiedy pojawiło się przed nim sześć dakiń mądrości, na marginesie mówiąc, jest to klasyczny motyw buddyjskiej literatury. Kiedy jakiś praktykujący, który jest mężczyzną myśli, że już zjadł wszystkie rozumy i jest specjalistą w dharmie, pojawia się dakini i pokazuje mu to, że jednak wszystkiego nie wie. Te sześć dakiń rzekło mu: “ O synu szlachetnej rodziny, czy znasz głębokie instrukcje do tantry matki?" On odpowiedział: “Ależ oczywiście, że znam, panie, ponieważ miałem sześciu wielkich nauczycieli. W związku z tym jestem bardzo dobrze wyedukowany." Był zadowolony z siebie. Jedna z tych dakiń wzięła czarę z czaszki, czyli kapalę i napełniła ją wodą z oceanu, następnie wzięła trawkę i zanurzyła ją w wodzie, w tej kapali. Następnie powiedziała do niego: “Bon tantry matki jest szeroki i głęboki jak ocean, ale twoich sześciu mistrzów zna z tego tylko to, co znajduje się w tym naczyniu, a to, co ty wiesz, to jest ta kropelka na końcu tej trawki. A więc kochane dziecko nie znasz nawet małej porcji tego, czym jest tantra matki.” Więc ten bardzo bogaty i wykształcony książę poczuł się tym wszystkim zażenowany. Zawstydził się bardzo przed tymi dakiniami. Pokłonił się przed nimi i przedstawił gorącą prośbę: “Proszę, powiedzcie mi jak mogę zrozumieć prawdziwe znaczenie tantry matki.” Na to one odpowiedziały: “Żeby praktykować tantrę matki musisz udać się do Zangdzy Ringzun, ona jest prawdziwą strażniczką nauk tantry matki, a miejsce gdzie ona praktykuje, to jest Lasek Błogości Buddów. Jej nauczanie to skarb serca dakini, a filarami nauk są Trzy Tantry Buddy i to one są właśnie najgłębszą i ostateczną esencją tantry matki.” Ponieważ posiadał już pewne magiczne, nadnaturalne moce, siły, Milu Samleg przeistoczył się w garudę. Poleciał za dakiniami do nieba, a one zaprowadziły go do świata Tuszita, gdzie znajdował się ogromy las pełny turkusowych, wiecznie zielonych drzew. Na wielkim wzgórzu, które łączyło sześć gór, znajdowała się kryształowa grota. W środku tej jaskini odkrył sekretną, tajemną mandalę tantry matki. Tam też przebywała dakini Zangza Ringzun, przebrana za Cziema Otso, który jest koloru czerwonego i jest parą jidama tantry matki - jest to męski i żeński jidam tantry. Była ona otoczona przez 366 bóstw. Wszystkie medytowały w samadhi i unosiły się w powietrzu około metr nad ziemią, a przy czterech bramach sprawowało straż czterech królów. Poza nimi były tam 72 bóstwa strażnicze, które nadzorowały osiem cmentarzysk, na których pali się zwłoki. Jeżeli spojrzycie na mandalę tantry matki, to zobaczycie te osiem cmentarzysk, na zewnątrz mandali. Symbolizuje to osiem rodzajów świadomości świata. I Zangza Ringdzun (w formie Cziema Otso), grając rolę mistrza inicjacji, rozpoczęła wprowadzenie go do mandali. Pozostałe cztery małżonki Buddy grały role rytualnych asystentek w tej ceremonii. Dakinie przyniosły, z 24 miejsc pielgrzymki, instrumenty potrzebne do ganapudży. W tej ceremonii również wzięła udział ogromna liczba dewów i widjadharów. Była tam więc ogromna grupa osób i musiała to być bardzo duża jaskinia. Następnie po ceremonii inicjacji i po ganapudży, wyjaśniła wszystkie rozdziały trzech tantr Buddy, a Milu Samleg otrzymał kilka drewnianych, niebieskich tabliczek, zapisanych złotymi literami. Zangza Ringdzun powiedziała, że “te nauczania pochodzą z ust Pierwotnego Buddy Kuntuzangpo. O te nauki prosiło w Akaniszta 360 dakiń, a ja byłam między nimi. Teraz jestem strażnikiem mądrości tantry matki. Przekazuję ci teraz te nauki tantry po to, żebyś przekazał je ludziom.” Tak przebiegała inicjacja, autoryzacja i pełne wyjaśnienie systemu tantrycznego. Następnie Milu powrócił do świata ludzi po to, aby praktykować tantrę matki. Zastanawiał się gdzie by było dobre miejsce żeby to robić, i znalazł opuszczone miejsce prawdopodobnie gdzieś w okolicy gór Pamir, a było tam pięć szczytów górskich. Mieszkało tam wiele dakiń : na centralnym szczycie mieszkała dakini dewa, na wschodnim dakini gandarwa4, na północnym dakini jaksza5, na zachodnim dakini naga, a na południowym dakini jama6. Jest to pięć bóstw, które mieszkają w środowisku naturalnym. W tych okolicach mieszkało również wiele bóstw i demonów, które były bardzo dzikie i trudne we współżyciu. W przeszłości wypędziły one ludzi. Rejon ten wyglądał przerażająco, wszędzie leżały porozrzucane szkielety. Wałęsały się tam duchy o ludzkiej postaci, mary i jakszasowie. Były bardzo przerażające i wydawały dziwne hałasy. Na tej górze znajdowała się stupa i tam też się udał Milu Samleg. Wszystkie lokalne duchy i bogowie byli bardzo zagniewani, że przyszedł tam praktykować. Przeszkadzały mu więc błyskawicami i grzmotami i deszczem niesamowitych broni, powodziami krwi, ogniami i zamieciami śnieżnymi, a przede wszystkim straszliwie hałasowały. Nawet, jeżeli by się wam zdarzyło pójść na jakieś małe odosobnienie gdzieś na pustkowiu, może się to nie spodobać lokalnym duchom i bogom. Wam może się wydawać, że zachowujecie się bardzo cicho, ale wasz umysł jest bardzo głośny, a duchy natury to słyszą. Dlatego wykonujemy praktykę ketor. Jest to ofiarowanie tormy przeszkodom, duchom żeby je przekupić. To, co w Nepalu nazywamy bakszysz. Wtedy mówimy “ Ja przyszedłem tu trochę popraktykować, bardzo proszę nie zwracać na mnie uwagi, mam tu dla was tormę, proszę, weźcie ją, zjedzcie i odejdźcie w pokoju.” Duchy natury są troszkę jak małe dzieci, więc bardzo łatwo je przekupić. Są jednak duchy, z którymi trudniej sobie poradzić. Wtedy bierzecie w rękę phurbę, czyli trójzębny sztylet (o 3 ostrzach) i grozicie im tą phurbą. Mówicie, “Jeżeli nie zostawicie mnie w spokoju, zmiotę was w pył”. Kiedy ofiarowujecie tormę zmieniacie się w mocną postać, która się nazywa Hajagriwa7 ( w praktyce buddyjskiej), w bon to się nazywa Tamdin. Ponieważ to wy wizualizujecie się w tej postaci, jest ona taka, jak widzą was duchy, w związku z tym boją się was. Grzecznieją i usuwają się wam z drogi. Wtedy możecie praktykować w odosobnieniu. W ten właśnie sposób Milu Samleg rozpoczął medytację. Wzleciał w niebiosa i przeistoczył się w Sangcziog Dzialpo - który nazywa się królem ostatecznego sekretu. Towarzyszyły mu inne emanacje, między innymi osiem bogiń strzegących pól kremacyjnych. W niebiosach wykonali 45 tańców, które są manifestacjami gniewnych bóstw, i 45 tańców gniewnych bogiń. Zaśpiewali również 45 pieśni dakiń. Wtedy te wszystkie boginie, demony i dakinie spadły na ziemię i znieruchomiały tak, jakby były pijane czy zatrute. Przeraziły się i modliły do Milu Samlega, aby ich nie zabijał. Wymógł on na nich przyrzeczenia, że przestaną mu przeszkadzać i odtąd będą strażnikami jego nauk. Od tej pory zaczął je kontrolować. Dakinie zebrały się wokół niego i stały się strażniczkami nauk, a wszystkie duchy tego świata zostały jego sługami. Bogini samej ziemi, Saiwamo, wzleciała w górę z ziemi i dała mu wielką moc. Najważniejsze duchy wśród wielu rodzajów duchów, dewowie w środku, gaudarwowie na wschodzie, jakszasowie na północy, nagowie na zachodzie i jamowie na południu - wszystkie obdarowały go rozmaitymi mocami, zaoferowały mu pranę swoich serc i pokazały mu swoje mantry serca, czyli tajemne imiona. Od tego czasu miał nad nimi kontrolę. Kiedy już przejął władzę nad tymi wszystkimi duchami i bogami, wrócił na ziemię i zaczął medytować na górze, w kryształowej grocie.
Położona ona była tak wysoko, że mogły tam dotrzeć tylko sępy. Według Tybetańczyków sępy są ptakami latającymi najwyżej. Mówi się, że w tych górach po dziś dzień są ślady jego cudownej obecności. Centralna góra została nazwana Sangcziog, czyli ostateczny sekret. Podobno czasem widać tam złoty tron zawieszony w powietrzu. Oczywiście jest to ten, na którym siedział Milu Samleg podczas swojej medytacji. Na górze na wschodzie były demony, które rozrzuciły gigantyczne bryły stopionego żelaza. Milu Samleg wskazał na nie palcem, a one zamarły w przestrzeni. Nie wróciły już z powrotem na ziemię. Na północnej górze były duchy ziemi, czyli jakszowie, które również porozrzucały gigantyczne głazy. Do dzisiaj te głazy nie spadły na ziemię. Na zachodniej górze mieszkały duchy wodne, czyli nagowie. On rzucił w nie wielką phurbą z żelaza meteorytów, która do dzisiaj wisi tam w powietrzu. Na południowym szczycie były armie duchów jama. Milu Samleg rzucił w nie mieczem, który do dziś wisi w powietrzu, cały czas kręcąc się i wydając groźny dźwięk. Mówi się więc, że jeżeli nawet dziś ktoś tam pójdzie, może zobaczyć te wszystkie rzeczy. Kiedy Milu tak siedział i medytował, osiem klas lokalnych duchów poczuło wielkie oddanie w stosunku do niego i oddało mu hołd. Wszystkie dzikie zwierzęta i ptaki przyszły do niego. Spędził tam, medytując, wiele lat. Jednak ludzie mieszkający w tym królestwie nie mieli okazji go spotkać. Ministrowie i kapłani bon zebrali się razem na naradę. Następnie przybyli do stóp góry, na której mieszkał mistrz i na głos zaczęli lamentować. Kiedy Milu przebudził się ze swojego samadhi, przemówił. Powiedział, że nie powinni się przejmować tym, że nie zachowywał się jak król, że nie siedział w swoim pałacu. Oznajmił im, że da im ”konstytucję”, sporządzoną według zasad tantry, dla tego królestwa. Jest to historia powstania ”konstytucji” Szambali. Doradził, że zewnętrzne królestwa powinny być podzielone na 32 okręgi, które staną się królestwami rządzonymi według praw systemu sutry. Prawa powinny być ściśle określone, tak samo jak kary za ich łamanie. Wewnętrzne królestwa byłyby rządzone według systemu tantry. Miałyby czterech głównych przywódców oraz ośmiu sędziów znających prawo oraz pięciu oficerów policji, do pilnowania prawa. Byłoby to wszystko zorganizowane według systemu zasług bodhisattwów mahajany. W wewnętrznych królestwach wszyscy podążaliby więc za naukami Buddy. Tak więc królestwo miało swój aspekt zewnętrzny i wewnętrzny. Natomiast w samym centrum znajdować się miał pałac króla, który reprezentuje aspekt tajemny (sekretny). W tym pałacu panowałoby prawo madziu, czyli tantry matki. W centrum królestwa miano zbudować pięć wielkich świątyń i tyle samo stup. Codzienne odprawiane byłyby tam określone rytuały. Na zewnątrz znajdowałoby się osiem gigantycznych zamków. Jeszcze dalej znajdowałby się podwójny mur skonstruowany z cennych klejnotów, za którym mieszkaliby ludzie. Tam też znajdowałyby się ośrodki handlu i rzemiosła. Na zewnątrz wewnętrznej części znajdowałby się mur z żelaza, ochraniany przez czterech królów oraz ośmiu walecznych strażników prawa. Jeszcze dalej znajdowałoby się 999 zamków i w nich stacjonowaliby żołnierze. To wszystko byłoby pod wpływem A-kar, czyli niższych tantr.
Na życzenie Milu Samlega wszystko to zostało spisane, a ministrowie zanieśli te rozkazy. W taki właśnie sposób zostało zorganizowane królestwo Szambali. Wielkie miasto w samym środku zostało nazwane Cziaka-baczia, którego nazwa może być tłumaczona albo jako “wielki zamek, który odciął pustkę”, albo “wielka forteca, zagroda dla bydła”. W każdym razie można to tak przetłumaczyć. W centrum tego miasta mieszkało czterech wielkich lamów bon. Zajmowali się oni nauczaniem dharmy. Żeby te nauki mogły się gdzieś odbywać, postawiono specjalny budynek ze złotą kopułą, chroniony przez dewów i nagów. Milu Samleg po tym, jak nadał konstytucję pomyślał, że może już wrócić do swojej medytacji na górze. Już wtedy zjawili się inni ludzie, którzy również praktykowali medytacje na sąsiednich górach i specjalizowali się w różnych aspektach nauk bon. Następne pięćdziesiąt lat Milu medytował na temat tantry podstawy, aż ostatecznie ją zrealizował. Potem przez następne 50 lat medytował nad tantrą ścieżki. Koniec tej medytacji uczcił wielką ganapudżą. Następnie medytował przez kolejne 50 lat nad tantrą owocu (rezultatu), która jest praktyką dzogczen. Ostatecznie stał się oświeconym. Wtedy oświadczył ludziom, którzy tam byli, że Zangdza Ringzun, czyli Matka Współczucia, otrzymała nauki tantry matki od Kuntuzangpo, czyli Pierwotnego Buddy. Ona ofiarowała mu nauki trzech tantr Buddy. Powiedział dalej, że praktykował te nauczania przez 150 lat, że pojawiły się znaki powodzenia w medytacji. Milu był spadkobiercą tradycji linii Kuntuzangpo i nie miał nigdy żadnych wad, chociaż urodził się z łona kobiecego. Jego prawdziwą matką duchową była Zangdza Ringzun, która ofiarowała mu nauki Buddy. Dzięki temu praktykował ścieżkę bodhisattwów, a nosił na sobie tylko skórę smoka (to znaczy nie miał na sobie nic, jak szaleni jogini w górach). Miał poparcie wszystkich widjadharów i dakiń. Wtedy w całej krainie zapanował pokój. Milu mógł zająć się tworzeniem komentarzy do tantry matki.
Potem pojawił się u niego uczeń, Namka Namłej Dzogczen, z krainy Tazig z Azji Centralnej, który słyszał o nim i o górze, na której praktykuje medytację. Poprosił Milu Samlega o nauczanie tantry matki. Następnie zjawił się u mistrza jeszcze inny jogin, Anu Trakta. On też poprosił o nauki, po czym wykonał 360 wielkich umartwień. Potem zjawił się słynny tłumacz z Siang Siung, który nazywał się Senegał. Poprosił on Anu Trakte o nauki. To on przetłumaczył te teksty z języka Tazig, na język siang siung. W późniejszej części swojego życia Senegał mieszkał w Tybecie. Było to w czasach, kiedy bon był prześladowany. Poprosił więc te sześć jogiń, które kiedyś objawiły się Milu Samlegowi, aby pełniły role strażniczek tekstów madziu. Spisał te teksty na ogromnym zwoju białego jedwabiu w języku tybetańskim i siang siung. Potem przekazał ten zwój owym sześciu dakiniom. Sześć dakiń stało się też strażniczkami sześciu praktyk tantry ścieżki, takich jak tummo, praktyka snu, praktyka śnienia itd. Ten jedwabny zwój został ukryty w Dongpor, w jakiejś skale. Miejsce to znajduje się w północno-wschodnim Tybecie. Zwój tkwił w skale przez wiele wieków. W dziesiątym wieku naszej ery zjawił się terton, czyli poszukiwacz skarbów, Guru Nortse. Dakinie przekazały mu wiele znaków, że w tej skale znajduje się ukryty skarb. Było to w okolicach wioski Szigace, w Zachodnim Tybecie. Gdy otworzył skałę, wyjął z niej zwój i zaniósł go do swojej pustelni. Wiadomość o tym odkryciu szybko dotarła do Kham, czyli do Wschodniego Tybetu. Szenrla-bum, jogin, który mieszkał w Kham, we śnie zobaczył dakinie, które zjawiły się przed nim i wypowiedziały proroctwo. Powiedziały mu, żeby udał się do Zachodniego Tybetu i odebrał nauki od Guru Nortse. Więc Szenrla-bum udał się tam i wykonał wielką ganapudżę przed tym tertonem. Następnie Guru Nortse przemówił do niego: “Przepisałem bardzo wiele fragmentów z tekstu tantry matki, ale jestem już tym zmęczony. Ty jesteś młody, inteligentny i masz dużo energii, więc powinieneś skopiować resztę tekstu, który jest zapisany na zwoju tego białego jedwabiu. Przekazuję ci więc ten zwój i zabieraj się do pracy.” Dla Szenrla-bum nie było to takie łatwe, ponieważ tekst był kombinacją języków tybetańskich i siang siung. W końcu jakoś dał sobie z tym radę. Przepisał więc tekst trzech tantr Buddy oraz komentarz na temat mandali słońca-nimacziokur. Siedział kiedyś w namiocie i przepisywał końcowe fragmenty tekstu z pierwszej strony tego jedwabiu, które zawierały kilka tekstów rdzennych oraz komentarze, gdy zjawił się nagle Guru terton we własnej osobie. Wtargnął do jego namiotu i wykrzyknął: “Przestań to robić!!”. “Oddaj mi ten zwój białego jedwabiu. Za chwilę zjawi się tu pięć tygrysic, szczerzących kły. Czy widziałeś je?” Złapał zwój i wybiegł. Oddał go tygrysicom, a one zniknęły razem ze zwojem. To jest właśnie powód, dla którego nie znamy wielu z komentarzy do tantry matki. Ponieważ Szenrla-bum nie zdążył przepisać tekstu. Jednak starczyło tego materiału, aby wiedzieć, na czym polega praktyka.
O tym właśnie wykładał Lopon Rinpocze. Ten rozdział w drugiej tantrze, który nazywa się tarlam, czyli ścieżka wyzwolenia, wyjaśnia przygotowanie do praktyki oraz praktyki wstępne. Następny rozdział, który nazywa się milam, czyli ścieżka doskonalenia, tłumaczy samaja, czyli zobowiązania w stosunku do praktyki tantrycznej. W trzecim rozdziale- turlam- ścieżka wyzwolenia tłumaczy, na czym polegają podstawowe praktyki. Po praktykach wstępnych jest właśnie ta przetłumaczona na polski sadhana. Jedna z wersji mojego tłumaczenia była wydrukowana przez Instytut Ligmincza w Stanach Zjednoczonych. Opublikowałem też wersję tłumaczenia, która ma trochę dłuższe wprowadzenie, którego nie ma w wersji z Ligmincza. Nazwałem to potrójną praktyką tantry matki, ponieważ są tam trzy praktyki, które robi się jedna po drugiej. Pierwsza praktyka to guru joga. Druga to deva jogi, albo praktyka jidama, podczas której ofiarowujemy swoją mandalę ciała jidamowi, wizualizując go zawieszonego w przestrzeni nad sobą. To znaczy Sangcziog Dzialpo, który jest niebieski, połączony w jab-jum z Cziema Otso, która jest czerwona. Trzecia praktyka to praktyka dakini, która jest mniej więcej praktyką czie. Wizualizujesz tam swoje ciało, które pada martwe na ziemię a z ciała, jak iskra z ogniska wylatuje świadomość i przekształca się w formę gniewnej dakini. Ta dakini trzyma w ręku nóż, którym tnie twoje ciało. Przede wszystkim odcina ci górę czaszki, z której robi fajny garnuszek. Potem odcina ci ręce, nogi i robi z kończyn podstawę do tego garnuszka. Reszta ciała zostaje poszatkowana i włożona do tego garnuszka. Potem wznieca ogień pod garnuszkiem, wszystko się ładnie gotuje i zaczyna wrzeć i pięknie pachnieć. Dakini wymawia mantry, które oczyszczają to ofiarowanie. Następne mantry przekształcają tą ofiarę w nektar. Dalej prosi czterech gości na ucztę. Są to oświecone istoty, czyli Buddowie i bodhisattwowie. Potem następują strażnicy nauk. Są to ważni goście, pełni współczucia. Dalej zaprasza się troszkę trudniejszych gości, zaczynając od ośmiu klas duchów, które mieszkają w naturze i które potrafią sprawiać ludziom kłopoty. Zaprasza się ich na miłą ucztę, żeby się najadły do syta, tak, żeby nie mogły się ruszyć. Czwarta klasa gości są to wszystkie istoty czujące w sześciu światach samsary. Przede wszystkim te istoty, wobec których mamy jakiś dług karmiczny. Są to takie istoty, które w swoich poprzednich życiach zabiliście i zjedliście. Nie są one zadowolone ze sposobu, w jaki je traktowaliście. W ten sposób spłacacie swoje długi karmiczne, pozwalając tym istotom zjeść was. Kiedy już ci wszyscy goście się najedli potrawą z waszego ciała, kiedy ledwo mogą się ruszać i jest im z tym bardzo dobrze, co wtedy robicie? Dajecie im wtedy dar dharmy. Nauczacie ich o powodach i skutkach karmy. Macie wtedy załatwioną wierną publiczność, która na pewno nigdzie się nie ruszy. Jest to mniej więcej to samo, co robią grupy protestantów, na przykład Armia Zbawienia. To samo robi też Hare Kriszna. Jak widzicie, nie tylko grupy chrześcijan dają wam dużo jedzenia a potem prawią kazania. To samo jest z praktyką czie. Praktykując czie, odcinacie przywiązanie do ego i przełamujecie strach przed śmiercią. Potem są dużo dłuższe i bardziej skomplikowane sadhany tantry matki oraz praktyki jogi wewnętrznej takiej jak tummo itd. i związane z nimi praktyki dzogczen. To było krótkie podsumowanie tantry matki.