Człowiek rozwijał się w ciągu setek tysięcy lat na skutek relacji ze środowiskiem, w jakim się znajdował. Świadczy o tym przyjemność, jaką czerpiemy z obcowania z przyrodą – współdziałanie z żywiołami natury uzdrawia bowiem i krzepi. Z przyjemnością dotykamy czystego piasku pustyni i żyznej gleby w ogrodzie. Wakacje spędzamy nad morzem, rzeką lub jeziorem. Relaksujemy się podczas kąpieli. Oczarowują nas płomienie ogniska, cieszymy się ciepłem słońca i ognia w kominku. Bierzemy głęboki wdech, aby się uspokoić, wzdychamy, by dać upust smutkowi, chodzimy po górach, aby się orzeźwić czystym powietrzem. Niebo, zewnętrzny wizerunek przestrzeni, fascynuje nas – jego barwa, światło, które je przenika, pogoda. Rozluźniamy się, przebywając na szerokich, otwartych przestrzeniach i czujemy się bezpieczni w zamkniętych, wygodnych wnętrzach. A czasami jest odwrotnie – odczuwamy niepokój, gdy znajdujemy się na otwartej przestrzeni, i cierpimy na klaustrofobię, gdy jesteśmy zamknięci w jakimś pomieszczeniu. W każdym razie w taki czy inny sposób reagujemy na żywioły.
Kiedy jesteśmy pozbawieni jednego z żywiołów, tęsknimy za nim. Na pustyni ogromną radość sprawia nam źródło wody. Po długotrwałym pobycie na morzu mamy ochotę całować ziemię, kiedy wreszcie na niej staniemy. Kiedy jest zimno, biegniemy do ogniska. Pięć surowych żywiołów bardzo mocno na nas wpływa na głębokim, instynktownym poziomie, ale zazwyczaj gubimy się na powierzchni tych doświadczeń, nie zdając sobie sprawy, że doświadczenie żywiołów może połączyć nas z tym, co święte, i doprowadzić do uzdrawiającego, harmonizującego i głębszego zrozumienia istoty nas samych.
fragment z książki : Leczenie formą, energią i światłem, Tenzin Wangyal Rinpocze, REBIS 2004