HOME
 
Korzystanie z pełnej funkcjonalności portalu wymaga [zalogowania]

Wyznaczony na Rinpche

Od niedawna, gesze Nyima Öser Choekhortshang dodaje słowo "Rinpocze" na końcu swojego nazwiska. Wiedziony ciekawością jak do tego doszło, wydawca magazynu Ligmincha Europe poprosił geszelę o wywiad, w którym wyjaśniane jest znaczenie tytułów, takich jak gesze, tulku, rinpocze oraz inne.

Ton: Rinpocze, pozwól, że rozpocznę od pytań natury osobistej. Gdzie się urodziłeś?

Choekhortshang Rinpocze: Urodziłem się w Dolpo, kulturowo tybetańskim regionie w płn.-zach. Nepalu, przy jego północnej granicy z Tybetem. Znajduje się on na zachód od Mustangu. W tym odosobnionym regionie zachowała się, w relatywnie czystej postaci, kultura tybetańska, a mieszkańcy Dolpo wyznają albo bon albo buddyzm. Pomimo politycznej przynależności tego regionu do Nepalu, starsi jego mieszkańcy często nie posługują się językiem nepalskim.

Frits: Czy da się to miejsce porównać z Ladakhiem?

Rinpocze: W niektórych aspektach tak, ale mieszkańcy Ladakhu wykazują silne przywiązanie do Indii. Byłem tam kilka razy, a także w pobliskich regionach Lahul i Kinnaur. Zachodzą tam ciągłe zmiany, ale kultura tych wszystkich ludów zakorzeniona jest w Tybecie.

Frits: Czy szczególnym powodem, dla którego Dolpo budzi duże zainteresowanie, jest duża liczba znajdujących się tam klasztorów tradycji bon?

Rinpocze: Z pewnością jest to jeden z powodów, gdyż tych klasztorów jest tam aż 13 i są one miejscem pojawienia się wielu mistrzów. Drugim powodem jest historia tego regionu. Po trzecie, z Dolpo wywodzi się bardzo ważna w bonie linia lamów z rodziny Yangton. Jeden z nich, zwany "Wielkim", Yangton Czienpo, spisał nauki przekazu ustnego Zhang Zhung Nyen Gyud. Kiedy się już to stało, jego następcy wnieśli je do systemów klasztornego nauczania. Zanim w Tybecie założono klasztor Men-ri, głównym klasztorem bonpów był Yeru Wensakha. W XIII wieku, najważniejszy lama tego klasztoru, Dru Gyalwa Yungdrung, zaprosił do Yeru Wensakha  założyciela klasztoru Samling w Dolpo, którym był Yangton Gyaltsen Rinczen. Celem jego wizyty było przekazanie Dru Gyalwa Yungdrungowi nauk z cyklu Zhang Zhung Nyen Gyud.

Ton: Opowiedz nam proszę o swojej rodzinie.

Rinpocze: Mój ojciec, Tsewang Tashi, był kapłanem w wiosce Tra. Ojciec mojego ojca pochodził z buddyjskiej linii rodzinnej, którą nazywano Choekhortshang, a jego matką była córka jednego z lamów Yangton. Obie te pochodzące z Dolpo linie uważane są przez profesora Snellgrove`a za dwie najważniejsze rodziny regionu, o czym przeczytać można w jego książce pod tytułem "Czterej lamowie z Dolpo". [Snellgrove D.L. (ed. and trans.), Four Lamas of Dolpo. Tibetan Biographies, Himalayan Book Seller, Kathmandu 1992 - przyp. tłum.] Mój dziadek ze strony ojca, Karma Choewang, w pierwszej fazie swego życia był buddystą. Potem jednak poślubił córkę jednego z lamów Yangton, czyli przedstawicieli najważniejszej wywodzącej się z Dolpo linii bon i w efekcie sam przeszedł na bon. Kiedy tak się stało, mój ojciec został adoptowany przez swojego dziadka ze strony matki Yangtona Yungdrung Dradhula Rinpocze, który był jednym z lamów słynnego klasztoru Samling oraz założycielem nowopowstałego klasztoru Tashi Namgyal w mojej rodzinnej wiosce Tra. Następnie przyuczył mojego ojca jako swego następcę na stanowisku głównego lamy klasztoru Tashi Namgyal. Wybór padł na mojego ojca dlatego, że był najstarszym synem córki lamy Dradhula. Tak się przedstawia sprawa mojej rodzinnej linii.

W młodości, mój ojciec studiował pod okiem obecnego głównego lamy z klasztoru Samling. Uczył się u niego medytacji, ale został też lekarzem specjalizującym się w medycynie tybetańskiej. Po zakończeniu nauki, służył w wiosce jako rodzaj kapłana, który nosił tytuł "czi czie" (spyi-mchod). Służył całej społeczności wioski, niezależnie od tego, czy byli nimi buddyści, czy bonpo. Służył więc jako kapłan obydwu grupom. Do jego obowiązków należało wykonywanie rytuałów, sprowadzanie deszczu oraz powstrzymywanie burz dla zabezpieczenia dobrych plonów i tym podobne rzeczy. Po śmierci swojego dziadka ze strony matki, objął on stanowisko głównego lamy klasztoru Namgyal w Dolpo.

Ton: A czy twoja matka to osoba praktykująca?

Rinpocze: Tak. Moja matka ma na imię Sangmo i przynależy do społeczności buddyjskiej. Jej linia rodzinna nazywa się Czokro i jest ona bardzo dobrze znana w świecie buddyzmu tybetańskiego. Moja matka jest taką "pół-mniszką". Opowiadam o takiej instytucji regionu Dolpo, jak "pół-mniszki" i "pół-mnisi" podczas moich spotkań z tybetologami, gdyż jest to w Dolpo dość typowe zjawisko, polegające na tym, że praktykujący tantrę lub dzogczen, silnie angażują się w klasztorne życie, ale jednocześnie też żyją życiem rodzinnym. Przypomina to takie życie praktykującego przebiegające pomiędzy stanem całkowitego celibatu i życiem ludzi świeckich. W ten sposób żyje wielu moich krewnych.

Ton: Czy masz Rinpocze jakieś rodzeństwo?

Rinpocze: Mam trzech braci i jedną siostrę. Dwóch z nas odbyło studia klasztorne, a jeden żyje w Dolpo i opiekuje się matką. Natomiast mój trzeci, najmłodszy brat, ma na imię Amczi Yungdrung Tsewang i poszedł on w ślady naszego ojca, zostając lekarzem medycyny tybetańskiej. Swą medyczną praktykę prowadzi w Kathmandu, a oprócz tego, uczy jeszcze w Szkole Czterech Nauk Medycznych Starej Tradycji, która położona jest nieopodal klasztoru Triten Norbutse. Mój brat gesze Yungdrung Gyatso jest obecnie lamą rezydentem w polskim ośrodku bon Ciamma Ling. A moja siostra, Palsang Lhamo, mieszka w Kathmandu.

Ton: Czy możesz opowiedzieć nam o wykształceniu, jakie zdobyłeś?

Rinpocze: Jako sześciolatek poszedłem do nepalskiej szkoły publicznej w naszej wiosce. Nie różniła się ona niczym od innych rozrzuconych w różnych miejscach w Dolpo. Nie uczono w nich języka tybetańskiego i wiele rodzin nie posyłało do tych szkół dzieci. Konsekwencją tego było stopniowe zanikanie tych instytucji. Ja swoją naukę czytania i pisania po tybetańsku rozpocząłem pobierając lekcje u mojego ojca. Przez dwa lata byłem pastuszkiem w mojej wsi doglądając koziołki i owce. W wieku 8 lat, wraz z mym dziadkiem, ojcem oraz lamą z klasztoru Samling, udałem się pierwszy raz do Indii. Tam podjąłem naukę w Centralnej Szkole Tybetańskiej w Dolanji, która jest częścią Tybetańskiej Osady Bon. Nauka w niej trwała 8 lat. A kiedy wróciłem w me rodzinne strony, okazało się, że powstały tam szkoły prywatne, w których uczono po tybetańsku zasad tybetańskiej religii. Mundurkiem szkolnym w takiej szkole jest czuba, która jest tradycyjną częścią tybetańskiego ubioru, więc jest to coś całkowicie odmiennego od tego, co jest w Kathmandu.

Ton: Czy możesz opowiedzieć nam o swojej mnisiej edukacji i o tym, jak ona przebiegała?

Rinpocze: Mnichem w Men-ri, źródłowym klasztorze bon, zostałem w wieku 17 lat, w roku 1992. Wstąpiłem tam do Szkoły Dialektycznej i studiowałem sutrę, tantrę i dzogczen. To były główne tematy studiów, a oprócz nich, uczyłem się medytacji, rytuałów uzdrawiających, astrologii, tańców sakralnych, różnych rodzajów jogi i wielu innych rzeczy. W sumie, studiowałem w Men-ri 16 lat i w roku 2008 uzyskałem tam stopień gesze.

Kiedy studiowałem, miałem okazję też służyć Jego Świątobliwości Men-ri Trizinowi Rinpocze, jako osobisty sekretarz. Jest on duchowym przywódcą całej naszej tradycji i służyłem mu przez 8 lat. Przez rok byłem też przewodniczącym Szkoły Dialektycznej i przez 3 lata skarbnikiem klasztornym. Pełniłem jeszcze funkcję redaktora naczelnego pierwszego, bardzo popularnego czasopisma tybetańskiego pod nazwą Bon-sGo. Niedawno, zostało ono wyróżnione przez Administrację Tybetańską w Indiach, jako jedno z trzech najlepszych tybetańskich czasopism na wygnaniu.

Ton: Dlaczego przybyłeś na Zachód?

Rinpocze: Początkowo chciałem wracać do Dolpo i tam uczyć. Lecz podczas studiów w Men-ri zainteresowałem się pisaniem poezji i studiowaniem w uporządkowany sposób. Pisanie przywiodło mnie do kontaktu z zachodnimi profesorami i badaczami i takim sposobem, zetknąłem się ze środowiskiem tybetologów. W roku 2006 zostałem zaproszony na Uniwersytet w Bonn, aby wziąć udział w największej tybetologicznej konferencji. Potem, w 2008 roku, Khenpo Tenpa Yungdrung zaprosił mnie na naukową konferencję do Szenten we Francji. A rok później, zaproszono mnie na Uniwersytet w Leiden, w Holandii, gdzie zajmowałem się studiami tybetańskimi. Miałem plany związania się z tym miejscem na dłużej, ale musiałem wracać do Indii. W roku 2009, czeski profesor Daniel Berounsky, zaprosił mnie do studiowania na praskim Uniwersytecie Karola. Z czasem, zacząłem tam uczyć w Katedrze Tybetologii. Moje tematy to język tybetański, tradycja, czytanie tekstów i tematy o charakterze religijnym dla bakałarzy, przyszłych magistrów oraz doktorantów.

Frits: A kiedy wracasz do Dolpo?

Rinpocze: Na mój powrót, od czasu oficjalnej intronizacji w Men-ri, czeka tamtejsza społeczność. Ludzie z Dolpo liczą, że już teraz przyjadę i proszą o to. Rozpoczęli nawet remont klasztoru. Ja jednak przyjechałem na Zachód w celach naukowych i najpierw chcę ukończyć tutaj doktorat. Temat mojej dysertacji na Uniwersytecie Karola w Pradze jest związany z genealogią pewnej rodziny z Dolpo. Nie podjąłem więc jeszcze żadnej decyzji, co do tego, kiedy powrócę do Dolpo. Ostatnimi czasy otworzyliśmy na moim obecnym Uniwersytecie studia magisterskie z tybetologii i zamierzam zaczekać do końca tego projektu. Kiedy studiowałem w klasztorze, byłem bardzo ciekaw pracy naukowej na zachodnim uniwersytecie, realizuję więc teraz moje zainteresowanie.

Jantien: Czy nawiedza cię czasem tęsknota za rodzinnymi stronami?

Rinpocze: Nigdy nie czuję tęsknoty, ponieważ opuściłem dom rodzinny w bardzo wczesnym wieku, ale bywa, że brakuje mi mojego klasztoru. No i bardziej tęsknię za klasztorem, niż za rodziną. Kiedyś moja matka mi opowiedziała, że gdy wyjeżdżałem do Indii, chciało jej się płakać, lecz powstrzymała się od tego. Później, gdy dom opuszczali moi bracia, także nie płakała. Powiedziała mi, że taka decyzja uczyniła ją silniejszą.

Ton: W Tybetańskiej Księdze Życia i Umierania wyczytać można, że płacz bliskich po zmarłym nie powinien mieć miejsca, gdyż zaburza to stan pośredni i utrudnia osobie zmarłej przebrnięcie przez niego. Wygląda więc na to, że twoja matka praktykowała tę metodę.

Rinpocze: Tak. To prawda. Gdybym jako dziecko widział łzy w oczach mojej matki, obraz ten zostałby ze mną podczas moich studiów i mogłoby mnie to przyprawić o tęsknotę. A tak, to zachowuję pozytywne wspomnienie o zachowaniu matki podczas mojego odejścia, ponieważ wydawała się z tego zadowolona.

Ton: Kiedy po raz pierwszy spotkałeś Tenzina Wangyala Rinpocze?

Rinpocze: Byłem wtedy bardzo młody. Jedna z jego sióstr była moją koleżanką z klasy. A bliżej mogłem go poznać, gdy studiowałem w Men-ri. Od tamtego czasu, pozostaję z nim w stałym kontakcie, a bywa też, że spędzamy wspólnie czas w Europie.

Ton: Chcemy zadać ci kilka pytań o tradycję bon i o sangę. Czy możesz wyjaśnić różnice pomiędzy mnichem, lamą, gesze, tulku, rinpocze, khenpo, loponem i ponlopem?

Rinpocze: Mnich żyje w celibacie. Są zazwyczaj dwie kategorie mnichów - jedni to nowicjusze, co oznacza, że mamy do czynienia z kimś, kto przyjął 25 ślubowań; a drudzy, to ci, którzy przyjęli tych ślubowań 250.

Gesze to mnich, który przeszedł cały cykl klasztornych studiów zdobywając najwyższy stopień edukacji w klasztorze, który ma do takiego nauczania, kończącego się nadaniem tego tytułu, prawo. Jest to coś w rodzaju tradycyjnego stopnia lub tytułu klasztornego. Można to porównać z uzyskaniem tytułu profesora na Zachodzie, tyle że trwa to dłużej. Ja poświęciłem 16 lat, żeby ten tytuł gesze uzyskać. Inna różnica polega na tym, że w przypadku profesora, jest on skupiony na jakimś głównym temacie. My natomiast nie mamy wyboru co do tematu studiów. Musimy zapoznać się z całym programem nauczania. Pośród tybetańskich szkół buddyzmu, tytułu gesze używają tylko w szkołach Gelug, Bon i Sakya. Nie stosują tego tytułu szkoły Kagyu oraz Nyingma.

Jeśli chodzi o lamów, to rozróżniamy ich trzy kategorie. Pierwszym rodzajem lamy jest ten, który reprezentuje linię rodzinną i nazywamy go dung dzie (dhung gyue). Tacy lamowie należą do słynnych linii rodzinnych, takich jak na przykład Szen (Shen). Jest to linia rodzinna, do której należy założyciel religii bon Tonpa Szenrab. Wszystkie rodzące się w tej rodzinie dzieci zostają automatycznie lamami. Nie muszą studiować w klasztorze i stają się takimi genetycznymi lamami. Nie ma przy tym znaczenia, czy będą one osobami świeckimi, czy wyświęconymi na mnichów i mniszki i jeśli tylko zaangażują się w praktykę religijną, uznawani będą oraz szanowani jako lamowie. W tradycji bon wyróżniamy pięć takich linii rodzinnych. Jedna z nich, Dru, nie jest obecnie kontynuowana, ponieważ V i VIII Panczenlamowie pochodzili z tej właśnie linii. Gdy uznano Panczenlamę VIII jako reprezentującego tę linię, został on umieszczony w klasztorze Tashi Lhunpo, gdzie wraz ze swoim bratem, któremu nadano tytuł Ta lama, zostali mnichami. Skoro więc obaj chłopcy stali się mnichami szkoły Gelug, kontynuacja linii Dru okazała się niemożliwa. Linia ta odgrywała w naszej tradycji dużą rolę, gdyż związana była z klasztorem Yeru Wensakha.

Drugi rodzaj lamy to tulku. Oznacza to, że dziecko lub osoba dorosła zostają rozpoznani, jako inkarnacja jakiegoś ważnego lamy. Takie rozpoznanie może wynikać ze znaków pozostawionych za życia poprzednika lub z pomyślnych snów oraz znaków doświadczanych przez innych lamów, ale także na zasadzie ciągnięcia losów. Bywa, że wybór musi zostać potwierdzony przy użyciu jakichś przedmiotów należących do danego lamy w poprzednim życiu. Jeśli on lub ona prawidłowo dokonują ich selekcji, staje się to potwierdzeniem inkarnacji. Takim tulku na przykład jest Tenzin Wangyal Rinpocze. Natomiast w samym współczesnym Tybecie, niektórzy tulku nigdy nie zostali rozpoznani podczas trwania ich obecnego życia.

W końcu trzecim rodzajem lamy jest ten, który uzyskał ten tytuł w wyniku zdobytego wykształcenia oraz dzięki medytacji, swemu poświęceniu i zdobyciu określonych kwalifikacji. Takiego lamę określa się po tybetańsku Lama Tripa. Wszyscy przywódcy klasztorów, jak lopon lub khenpo, przynależą do tej właśnie kategorii. Czyli dotyczy to zarówno Jego Świątobliwości Men-ri Trizina Rinpocze oraz Jego Eminencji Yongdzina Tenzina Namdaka Rinpocze. Oni zawdzięczają wszystko wykształceniu, swym osiągnięciom oraz poświęceniu się religii bon.

Znaczenie terminu rinpocze to "drogocenny". Kiedy dana osoba jest tulku, wówczas naturalnie określana jest także, jako rinpocze. Z drugiej strony, w szkole bon kwestia tulku nie jest aż tak istotna, jak ma to miejsce w innych szkołach. U nas większość tytułów rinpocze uzyskiwana jest w konsekwencji oficjalnej intronizacji. Niektórzy spośród lamów linii rodzinnych też nie są nazywani rinpocze i są tylko zwykłymi lamami. Większość spośród wybitnych lamów bon otrzymuje ten tytuł w celu udzielania nauk oraz prowadzenia i administrowania danym klasztorem.

Ja swój tytuł rinpocze otrzymałem z rąk Men-ri Trizina Rinpocze podczas oficjalnej uroczystości intronizacji, która odbyła się w klasztorze Men-ri. Stało się tak na skutek prośby mieszkańców Dolpo, którzy wystąpili o moją intronizację, żebym mógł przejąć prowadzenie klasztoru Namgyal. Dziadek mojego ojca od strony matki był Rinpocze klasztoru Namgyal, jako że reprezentował linię lamów Yangton. Później, jego następcą został mój ojciec, a po jego śmierci, mieszkańcy wioski na następcę wyznaczyli mnie, gdyż jestem jego najstarszym synem. Zgodnie z zasadami naszej tradycji, kiedy mnich otrzymuje tytuł rinpocze, powinien być intronizowany w klasztorze. Później, ta intronizowana osoba powinna spędzić w klasztorze pewien czas i udzielać tam nauk. Kiedy jeszcze studiowałem w klasztorze Men-ri, a było to w roku 2000, w jednym z czasopism przeczytałem, że Wydział Religii przy rządzie Nepalu zarejestrował mnie jako naczelnego lamę klasztoru Namgyal. Tym samym, powierzono mi odpowiedzialność tak za sam klasztor, jak i mieszkańców wioski. W istocie, gdy już zostałem Rinpocze, zatwierdził ten tytuł nepalski rząd. Ja jednakże wyrzekłem się tego tytułu na swój sposób, ponieważ czułem, że nie jest to jeszcze dobry dla mnie czas na powrót do Dolpo i udałem się na Zachód. Abym do Dolpo mógł się udać, mój klasztor musiał mnie intronizować, co nastąpiło w 2015 roku na skutek listu do Jego Świątobliwości Men-ri Trizina napisanego przez kilka ważnych w wiosce osób. Próbowano mnie tym sposobem sprowadzić do wioski. Pojechałem po prostu do Men-ri przygotować kilka edycji magazynu Bon-sGo i wszystko tam wydarzyło się w takim tempie, że nie miałem czasu o tym co się dzieje poinformować ani mojej matki, ani najbliższych przyjaciół. Tak więc, oficjalnie od lutego 2015 roku jestem Rinpocze, który został prawidłowo intronizowany w klasztorze.

Innym jeszcze rodzajem lamy uznanego oficjalnie jest khenpo, czyli ktoś, kto jest na tyle uczony i spełniony, że może być intronizowany do pełnienia funkcji opata klasztoru, który zajmuje się jego administracją.

Lopon zaś oznacza głównego nauczyciela i intronizuje się go do pełnienia funkcji w dziedzinie edukacji. Tacy lamowie wywodzą się spośród najznamienitszych.

Warto zdawać sobie też sprawę, że w innych szkołach buddyzmu tybetańskiego nie funkcjonuje taki sam system wyznaczania funkcji khenpo i lopona, jaki przyjął się w szkole bon.

Ponlop z kolei jest typowo bonowskim terminem, a słowo to jest skrótem od 'ponse lopon". Najważniejsi w naszej tradycji są lamowie pełniący funkcje Khenpo i Lopona w klasztorze Men-ri. Khenpo tego klasztoru staje się Jego Świątobliwością całego bonu. W przypadku natomiast Men-ri  Lopona, gdy jeden z jego uczniów w przyszłości zostaje opatem, jemu przynależeć będzie tytuł Men-ri Yongdzina.

Mamy też takich mnichów, którzy odbyli medytacyjne odosobnienie trwające ponad 3 lata i nazywamy ich zazwyczaj drup-tonpami.

Frits: Czy w Pradze masz swoją sangę?

Rinpocze: Nie, nie mam tam obecnie żadnej sangi, ponieważ staram się cały swój czas poświęcać pracy uniwersyteckiej. Gdy się tam znalazłem, nie miałem jeszcze pozwolenia na udzielanie nauk i nawet o tym nie myślałem. Potem jednak nastąpił ciąg spontanicznych zdarzeń po tym, jak w 2010 roku w Berlinie, spotkałem się z Tenzinem Wangyalem Rinpocze. Wziąłem udział w jego wieczornym wykładzie i dzięki temu zostałem przedstawiony Ulrice Bross i innym członkom tamtejszej sangi. Wtedy też Rinpocze poprosił mnie o danie wprowadzenia do Dziewięciu Ścieżek Bon w sandze berlińskiej Ligminczy. Zgodziłem się, bo myślałem, że będzie to takie jednorazowe wydarzenie. Uczniowie jednak zaczęli prosić Rinpocze, żebym uczył więcej i dzięki jego sugestiom, otrzymałem zaproszenia od sang Ligminczy z Austrii, Polski, Włoch, Słowacji i Węgier. Zaproszenia dla mnie z różnych miejsc wciąż napływały, a pochodziły one z Norwegii, Ukrainy, Litwy, Wlk. Brytanii, Argentyny i nawet z Kolumbii. Nie mogłem jednak ich przyjąć ze względu na moje obowiązki na Uniwersytecie Karola w Pradze. Dlatego też, pomimo że udzielam nauk w różnych europejskich państwach, w Czechach tego nie robię. Miewam tylko wykłady w różnych czeskich miastach, jak na przykład Brno, Ostrava, Olomouc, Opava, Pilzno, Luhaćovice i Praga. Wszystkie one okazały się sukcesem i były na nich pełne sale słuchaczy.

Frits: Czy czujesz się bardziej badaczem, czy nauczycielem?

Rinpocze: Nie wiem. Spędzając czas na licznych uniwersytetach, bardzo wiele się nauczyłem. Jako badacz wziąłem udział w wielu międzynarodowych konferencjach, na których miałem wystąpienia. Moje zainteresowania zawiodły mnie do wielu krajów, takich jak Japonia, Kanada, Mongolia, Wlk. Brytania i inne kraje europejskie. Kiedyś miałem okazję spędzić miesiąc na Uniwersytecie w Oxfordzie, gdzie też miałem okazję uczyć.

Frits: Co sądzisz o przechowywaniu mądrości buddyjskich nauk bon tutaj na Zachodzie?

Rinpocze: Jestem przekonany, że to się powiedzie, ponieważ widzę tutaj wiele sang, ale także poza sangami ludzie otwierają się na praktykę i nauki, dzięki czemu wzrastają duchowo. Zacząłem więc swego czasu uczyć w Berlinie i nigdy bym nie przypuszczał, że będę udzielać nauk także w innych europejskich krajach. A podczas nauk zauważam, że przybywają na nie także praktykujący w innych niż bon szkołach.

Frits: Czy w celu przechowania nauk na Zachodzie, potrzebujemy tutaj klasztoru?

Rinpocze: Gdyby jeden lub dwa klasztory powstały, to bardzo dobrze, ale nauki mogą tutaj przetrwać także bez nich. Przekazywać je można w lokalnych społecznościach na wiele sposobów. Gdybyśmy uczyli tutaj tylko ścieżki sutry, wtedy potrzebne by były klasztory. Skoro jednak uczymy i tantry i dzogczen, nauki te mogą przetrwać w świeckim środowisku.

To tak, jak z tymi "poł-mnichami" z Dolpo. Można być kimś takim pomiędzy mnichem, a świeckim praktykującym. Ci ludzie mają swoje rodziny, własne życie, ale też praktykują. Myślę więc, że taki rodzaj życia może się przyjąć na Zachodzie.


Wywiad przeprowadzili: Frits de Vries, Jantien Spindler i Ton Bisscheroux

Tłumaczenie: J. Kotas

źródło: http://www.ligmincha.pl/pl/newspl/251-wyznaczony-na-rinpocze-wywiad-z-nyima-oserem-rinpocze.html


Share: Facebook Twitter
Shortlink: http://boninfo.org/link/337309 sLink
Facebook Twitter
(c) BonInfo.Org